wtorek, 1 września 2009

Ole! Ligę Hiszpańską zacząć czas!


Hiszpania - kraina słońcem i plażą stojąca. Piękne kobiety na każdej ulicy, po obiedzie sjesta zamiast sprzątania swojej hacjendy. Palma rośnie na palmie, a kokos na bezrobociu. Po prostu cud, miód, malina. Pośród tego wszystkiego, jakby z dala, toczy się jednak walka na śmierć i życie. Oto przed państwem, we własnej osobie Primera Division. Brawa.

Gdyby ktoś urwał się z choinki, przespał lub przepił całe wakacje i miał jeszcze jakieś wątpliwości, od razu uprzedzam, w tym sezonie nic się nie zmieni, status quo zostanie zachowany. Ziemia nadal będzie krążyć wogól Słońca, nowa FIFA pozostanie starą FIFĄ z lepszymi animacjami, a o mistrzostwo Hiszpanii walczyć będą tylko Real i Barcelona. Nikt nie zbliży się do tej dwójki nawet na odległość porównywalną z dystansem dzielącym Ziemię od Alpha Centauri.
-Dlaczegóż?
-Poniewóż, Proszę Księdza.

Hala Madrid! bo...
1. To Real. 31 mistrzostw Hiszpanii, 17 pucharów Hiszpanii, 8 superpucharów Hiszpanii do czegoś zobowiązuje. Każdy przywiązuje wagę do tradycji, ale Real jest Edmundem Burke wśród klubów.
2. Nazwiska. Podobno nazwiska nie grają, ale jeśli w jednej drużynie zbiorą się takie gwiazdy jak C.Ronaldo, Kaka, Xabi Alonso, Benzema każde miejsce poza pierwszym będzie traktowane jako porażkę.
3. Transfery. Wbrew powszechnej opinii Real będzie lepszy nie tylko w ofensywie. Poza wymienionymi wcześniej zawodnikami, Perez wzmocnił klub ze stolicy Hiszpanii potężną siłą obronną. Albiol, Arbeloa, Garay mają wreszcie uczynić, aby chociaż Xerez nie dochodziło do stuprocentowych sytuacji po każdym wykopie piłki na połowę Realu. Poza tym 250mln mogli wydać zdecydowanie gorzej. Ciekawe czy ławka rezerwowych pomieściłaby stu Brożków?
4. Trener. Nie za stary, z doświadczeniem, z pewnymi sukcesami. Ciągle jednak niespełniony, który dostał być może jedyną okazję w swoim życiu, aby poprowadzić naprawdę wielki klub. Pewne jest jedno - da z siebie wszystko.
5. Doświadczenie. Co jak co, jednak Realowi doświadczenia nie brakuje. W swoim składzie posiada wielu zwycięzców LM oraz reprezentantów swoich krajów. Teoretycznie osiągnęli już wszystko co możliwe, jednak nadrzędnym celem każdego z nich jest przywrócenie klubowi blasku chwały i uczynienie z niego najlepszego zespołu w historii piłki. Predyspozycje do rozwiązywania problemów na pewno mają nie mniejsze niż ten pan.
6. Football manager. On jest jak google. Wie wszystko ze swojej dziedziny. Więc jeśli, udało Ci się kiedykolwiek skompletować taki skład mogłeś ustawić taktykę 4-4-2 normal, a i tak bez żadnych problemów zwyciężałeś w każdym spotkaniu.
7. Lokomotywa. Ona w końcu musi się rozpędzić.

Julian Tuwim - "Real w sezonie 2009/2010"

Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa -
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha.
(...)
Wagony do niej podoczepiali
Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
I pełno ludzi w każdym wagonie,
A w jednym krowy, a w drugim konie,
A w trzecim siedzą same grubasy,
Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy.
(...)
Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
I każdy nie wiem jak się natężał,
To nie udźwigną - taki to ciężar!

Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!

Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyła
maszyna
po szynach
ospale.
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi. (...)

Forca Barca! bo...
1. To Barca. Tradycja tradycją, ale liczy się teraźniejszość. W ostatnim sezonie klub z Katalonii prezentował najpiękniejszą piłkę w Europie. Polot, fantazja, zabawa piłką, uśmiech, skuteczność. Trudno będzie nawet za 250 mln kupić radość płynącą z gry.
2. Szczerość. Może to naiwne, ale patrząc na zawodników Barcelony, można odnieść wrażenie, że nie czują się gwiazdami. Nie widziałem, aby plotek.pl donosił, że Messi ma nieślubne dziecko z Dodą, a Xavi baraszkuje w szatni z Iniestą. Są spokojni, uważają piłkę za ich miłość, nie mają parcia na szkło. Ok, to wszystko rzeczywiście bardzo naiwne, ale czy Czerwony Kapturek, którego wszyscy w dzieciństwie kochaliśmy naiwny nie był? Nawet jeśli naprawdę katalończycy się tylko kreują na ''tych dobrych'' to chce żyć w nieświadomości i mieć swojego kochanego, życzliwego Czerwonego Kapturka.
3. Ibra. Tak jak magiczny kwartet z Madrytu, on ma robić różnicę w grze Barcelony. Przed nim niesamowicie ciężkie zadanie - ma poprawić doskonałe. Ibra ma jednak to coś, co może wpłynąć na Barcę. Jest w przeciwieństwie do Eto'o ulepiony z tej samej gliny co Messi, Xavi czy Iniesta. Jest technicznie doskonały, ma przebłyski geniuszu, jednym podaniem potrafi odwrócić los meczu. Jeśli jakiś napastnik bardziej pasuje do Barcelony to chyba jeszcze się nie narodził. I wybaczcie kibice Wisły, raczej nie jest to P.Ćwielong.
4. Trener. Guardiola. W debiucie osiągnął więcej niż nie jeden trener przez całą karierę. I to niech pozostanie jedynym komentarzem.
5. Młodość. Mimo, że Barca jest bardzo młodą drużyną, systematycznie wprowadza do składu zawodników z rezerw. W tym sezonie szanse na zaistnienie w pierwszej jedenastce mają Pedro, który coraz częściej wygrywa rywalizację z Henrym, S.Busquets 22-letni pomocnik, już w poprzednim sezonie często pojawiał się na boisku, Krkić już w pierwszym meczu wyszedł w podstawowym składzie, a także Jeffren, Fontas oraz Jonathan. Wszyscy oni wywodzą się z tej samej szkółki piłkarskiej co Messi, Iniesta, Xavi oraz Puyol.
6. Stara gwardia. Jaka tam stara! Toż Ty Maldiniego nie widział na oczy! - mruknął AC Milan. Fakt, doświadczeni piłkarze Barcelony mają dopiero po dwadzieścia kilka lat. Pique - 22, Messi - 23, Iniesta - 25, Xavi - 29. Tacy piłkarze osiągnęli już prawie wszystko co było możliwe, a przed sobą mają jeszcze kilka lub kilkanaście lat grania na najwyższym poziomie. Barcelona wychowała sobie skład na długie, tłuste lata.
7. Kapitan. Wzruszający film Quentina Tarantino, opowiadający historię młodego zespołu wygrywającego wszystkie trofea w jednym sezonie i nokautujący Real Madryt 6:2. W rolach głównych Lionel Messi jako Tsubasa Ozora, Victor Valdes jako Genzo Wakabayashi, Zlatan Ibrahimovic jako Kojiro Hyuga, Carles Puyol jako Hikaru Matsuyama oraz Andreas Iniesta jako Taro Misaki.

Znajdź różnicę.
















Dziękuję za uwagę. Do zobaczenia w następnym odcinku.

M.K.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Bo bramka jest okrągła, a piłki są dwie... w krainie groteski i absurdu.


Ach, ech, och, tudzież inne onomatopeje. Cóż to był za mecz. Reprezentacja pokonała Mistrzów Europy! Byłych. Czyli tak jakby pokonać Francję 2000! Z Zidanem i Barthezem. Co najmniej! Po prostu fanfary, gromy z jasnego nieba i Jezdzcy Apokalipsy w jednym. W kraju euforia i ekstaza. Wszystkie gazety rozdmuchują temat: "Polska rozniosla potęgę piłkarską!" - grzmi Fakt, "Doda ma sztuczne cycki!" - komentuje Super Ekspress. Wszyscy budują kapliczki Obraniakowi, a ten w ramach solidarności i jako prawdziwy patriota od kołyski wstępuje do LPRu i wraz z Rodżerem Głerejro zakłada Polski Komitet ds. Wydalenia Z Kraju Wszystkich Cudzoziemców. Mecz z Grecją staje się kanonem futbolu. Płyty DVD z jego przebiegiem oblegają pierwsze miejsca na listach przebojów, tak ebay, MTV, torrent, jak i Redtube. Prezydent Brazylii w drodze rozporządzenia z mocą ustawy nakazuje, aby odtwarzany mecz w nieparzyste dni zastępował wieczorynkę. "Dzieci powinny brać przykład od najlepszych" - tłumaczy Victor de Souza Rossales Ronaldo Obrański. W dni parzyste leci natomiast Miś KoralGOL z komentarzem Szpakowskiego. W Warszawie co drugiej ulicy zostaje nadane imię "farfocla Obraniaka", a hymn Polski zastępuje hymn Rogera. Sami piłkarze stają się głównym towarem eksportowym naszego kraju, wypierając pierogi ruskie, barszcz ukraiński oraz placki węgierskie. Dzięki historycznej grze z Grekami, Polacy awansowali na 1 miejsce w swojej grupie eliminacyjnej do MŚ 2010. Czesi, Słowacy, Słoweńcy i Irlandczycy Północni przerazili się skutecznością Brożka oraz Lewandowskiego i sami zrezygnowali z uczestnictwa w kwalifikacjach. Jedynym poważnym konkurentem Polski pozostaje San Marino, które nieoczekiwanie przegrało z Polonią Warszawa w Lidze Europejskiej i teraz płonie ze wstydu przed całą Europą.
Polscy piłkarze dzięki wspaniałemu występowi wchodzą na salony. Już dzień po meczu z Grecją Kuba Błaszczykowski zostaje uznany przez Przegląd Sportowy MVP sezonu. Wp.pl natomiast donosi o zainteresowaniu jego osobą Barcelony (transakcja wymienna za Messiego i Xaviego +40mln dolarów w złocie) oraz Realu Madryt (3 mld funtów). Błaszczykowski twierdzi jednak, że kocha Borussię oraz Niemcy nad życie i, że nigdy ich nie opuści. Jak sam mówi, bierze przykład z Kaki. Kolejny bohater historycznego spotkania, Artur Boruc zakłada własną firmę odzieżową i wespół z CR9, monopolizuje rynek tanich podróbek Adidasa. Jacek Krzynówek, pomimo sprzeciwów swojej żony Marii Szarapowej-Krzynówek, pojawia się na okładce Bravo Girl i z miejsca zostaje nowym idolem nastolatek. Po znajomości załatwia również Mariuszowi Lewandowskiemu udział w reklamie nowego szamponu przeciwłupieżowego. Filar defensywy, Michał Żewłakow natomiast mocno angażuje się w działalność farmaceutyczną. Owocuje to stworzeniem leku na starość, dzięki czemu obrońca znów może cieszyć się dwudziestoma świeczkami na torcie. Pozostali piłkarze przechodzą do II Ligi Kataru i inkasują grube dolary za każdą sekundę na boisku. Polska myśl szkoleniowa zostaje natomiast uznana za najlepszą na świecie, a Arsene Wenger wyznacza Jerzego Engela na swojego następcę i szefa scoutingu.
Mecz z Grecją zostaje oficjalnie uznany przez FIFA za mały krok człowieka, ale wielki dla ludzkości. Pokazuje wielkość Narodu Polskiego wolnego od Żydów, Masonów, Komuchów i wyższość nad Narodem Niemieckim. Zbudował podwaliny dla 50 letniej dominacji Polski na MŚ i stworzył drugą linię metra w Warszawie. Bez niego nie byłoby muru chińskiego i Unii Europejskiej. W 2013 roku zostanie wyróżniony Pokojową Nagrodą Nobla za niedopuszczenie do końca świata oraz wpisany na listę 5 cudów świata, wraz z meczem z Anglią, z RFN, Portugalią i Czechami. Po śmierci Putina dożywotnio obejmuje tytuł Cara Rosji...

Wybaczcie ten prześmiewczy ton, ale naprawdę nie rozumiem tego hurraoptymizmu płynacego z mediów. Polacy zagrali poprawnie, ale nic ponadto. Zawodzili jako drużyna. Grali często zbyt indywidualnie. Ciekawe akcje poprzedzały długie okresy nieporadności i nudy. Gra była chaotyczna, a interesujące zagrania zdarzały się raz na ruski rok. Poza tym Grecy to nie Hiszpania. Graja topornie, bez gracji, siłowo. Pokonanie ich nie przynosi nam chwały. Takie mecze powinny stać się codziennością dla 40-milionowego kraju mierzącego w awans do MŚ. Zgadzam się, spotkanie było sto razy lepsze niż te z Irakiem oraz RPA, ale czy to wystarczy na Czechow? Oby nadzieja nie okazała się złudna jak przed każdym wielkim turniejem.


Polska 2:0 Grecja - Mecz jak mecz, tylko czym tu się zachwycać?

M.K.

P.S.
Przepraszam za długą nieobecność na blogu. Wakacje, te sprawy ;)

środa, 29 lipca 2009

Nie samą piłką człowiek żyje...

Podobno każdy jakiś talent ma. Jedni potrafią żonglować milionem piłeczek, inni stworzyć cos takiego, a Christiano Ronaldo posiadł w stopniu mistrzowskim umiejętność nakładania żelu na włosy i symulowania fauli. Są jednak ludzie, którzy dostali od stwórcy więcej niż przeciętny homo sapiens sapiens.

Marcin Urbas, bo o nim mowa, znany jest większości jako świetny lekkoatleta, olimpijczyk, medalista Halowych Mistrzostw Europy, finalista Mistrzostw Świata i Halowych Mistrzostw Świata. Ponadto 7-krotny Mistrz Polski w hali, a także drugi w historii biały sprinter, który złamał barierę 20sek na dystansie 200m. Uff, Jak na polskie podwórko sukcesów wiele niczym odsetek słuchaczy Radia Maryja wsród osób w wieku +70. Jednak niczym dr.Jekyll, Urbas posiada jeszcze jedną, ukrytą dla wielu osobowość. Mroczniejszą niż tajniki pracy Jacka Gmocha i bardziej zagadkową aniżeli wąsy Marka Leśniaka. Marcin Urbaś śpiewa. Choć nazwanie jego rzemiosła śpiewem jest adekwatne, nie bardziej niż obwołanie Terex Titana następcą Daewoo Tico. Marcin Urbas growluje. I robi to genialnie, zdecydowanie 1 liga światowa wraz z takimi tuzami deathu jak Chuck Schuldiner, Chris Barnes czy Glen Benton.

Profesjonalna kariera muzyczna Urbasia rozpoczęła się w 1996 roku, gdy młody Marcin dołączył do jeszcze młodszego deathmetalowego zespołu z Krakowa, o jakże dekadencko-pesymistyczno-cynicznie brzmiącej nazwie Sceptic, by rozwijać swoją drugą, po lekkiejatletyce pasję. Jedzenie kotów, machanie kudłami, ustawianie świeczek na torcie w kształt pentagramu oraz zmiana numeru telefonu na 666 tak mu się spodobały, ze został w zespole na dłużej. W roku Pańskim 1999 a.d. Sceptic, a wraz z nim Urbaś, nagrał swój debiutancki album - Blind Existence. Zaprezentował na nim kawał piekielnie ciężkiego metalu, nie wchodząc jednak w banał, jak choćby gra Wisły w meczu z Levadią, albo starty BMW Sauber w tym sezonie. Na krążku słychać wyraźne inspiracje Death, Atheist oraz Cynic, co ostateczeni zaprzeczyło pogłoskom o wstąpieniu sprintera do Arki Noego. Marcin doskonale sprawdził się w roli wokalisty, a jego warsztat stoi na poziomie, na który nawet on nie doskoczy, co każdy nawet średniozorientowany fan muzyki metalowej natychmiast dostrzeże. Urbaś po cichu zaczął nawet liczyć na angaż w "Jak oni śpiewają", ale na jego nieszczęście, tam ma szanse zaśpiewać każdy, pod warunkiem, że nie ma zielonego pojęcia o trafianiu w tonację. Autor tego bloga prawdopodobnie wystąpi w następnym odcinku. Zbliżająca się wielkimi krokami olimpiada w Sydney przeszkodziła jednak Marcinowi w rozwijaniu swoich szatańskich zainteresowań, w związku z czym w 2000 roku oficjalnie odszedł z zespołu poświęcając się sportowi. Od tego momentu nasz kudłaty jeszcze bohater sporadycznie udzielał się w Sceptic, miedzy innymi podczas okazjonalnych koncertów. W 2003 roku gościnnie nagrał z zespołem trzeci krążek - Unbeliever's Script. Muzyka nadal cechowała się ciężarem Boruca i techniką Messiego, jednak zespól zaprezentował na nim swój własny, niepowtarzalny styl, nie czerpiąc już pełnymi garściami od kapel zza oceanu. Urbaś jednak nie występował podczas trasy koncertowej, zastąpiła go przedstawicielka płci przepięknej - Weronika Zbieg. Od tamtego czasu kariera muzyczna Marcina zeszła już zdecydowanie na drugi plan, uszczęśliwiając tym samym fanów biegania w kołko. Sprinter obciął włosy, pośpiewał sobie z Patrycją Markowską, wspomagał ofiary tsunami, prawdopodobnie zbierał też gumy do żucia z odwróconymi krzyżami. Ot typowe zajęcie deathmetalowców. W 2005 roku miał jeszcze jedną styczność ze Sceptikiem. Gościnnie nagrał swoje wokale na kolejny krążek zespołu. Jednak nagrania te dostępne są tylko w formacie mp3 i stanowią dodatek do albumu. Główną wokalistką pozostała Weronika i trwa na posterunku do dziś.

Prawdopodobnie to jednak nie jest ostatnie słowo, które Urbaś wygrowlował fanom Sceptic. W kwietniu tego roku sprinter oficjalnie zakończył karierę sportową, a to otwiera mu drogę do powrotu na scenę muzyczną. Nie ma znaczenia, czy wróci do Sceptic, czy wstąpi do jakiegokolwiek innego zespołu, bo to czego dotknie się Marcin Urbas zamienia się w muzyczne złoto. No może poza jednym wiadomym.
Wszyscy cenimy osoby, które z sukcesami reprezentują nasz kraj na arenie międzynarodowej w jakiejkolwiek dyscyplinie. Urbas udzielał się w dwóch niesamowicie czasochłonnych. Biegał, śpiewał, a pewnie po koncercie tańczył, uprawiał swawole i zrywał grzyby z sufitu. Sprawiał nam kupę radości niczym smerfy i Songo w dzieciństwie. Osiągnął tak wiele, że starczyłoby na dziesięciu Nieurbasiów. Naprawdę za to serdeczny szacun, albo raczej mroczne ave.

Oficjalna strona Sceptic, na ktorej znajdziecie kilka teledysków z Urbasiem - gorąco polecam.

M.K.

P.S.
Poza tym co napisałem Urbaś potrafi też czysto śpiewać:) enjoy

Sceptic - Painful Silence

niedziela, 19 lipca 2009

Zaprawdę powiadam Wam, cuda i dziwy w tym futbolu część 1.

"Za wielką woda też jest piłka"

Jak świat długi i szeroki wszyscy wiedza czym piłka nożna stoi. Niektórzy zapewne odkryli z czym się to je, a część ma nawet świadomość na czym polega spalony (to już oczywiście informacje zarezerwowane dla wtajemniczonych i tajne niczym związki Obamy z kosmitami). Są jednak fakty nieznane nawet Gmochowi, a mimo to niesamowite, wymykające się wszelkim trendom. Dodatkowo nawet zabawne. Nie owijając zanadto w bawełnę przejdę do rzeczy.

Wielka Brytania potęgą morska i piłkarską była, (choć to tylko mój skrót myślowy, albowiem Szkocja, Walia, Irlandia Płn maja tyle do potęgi piłkarskiej, co ja do Lamborghini Murcielago), dlatego wszędzie gdzie dopłynęli dżentelmeni we frakach pijący popołudniami herbatę i mówiący dostojnie 'frrruuuu', zamiast siarczystego 'sru', piłka nożna kwitła jak kwiaty na wiosnę, ze tak polecę Grocholą. Mieszkańcy archipelagu Scilly (2100 osób) należacego do W.Brytanii, już od 1920r własną ligę mają (The Isles Of Scilly Football League), czyli dłużej niż chociażby Wielki-Naród-Z-Tradycjami-I-Husarią. W latach świetności brało w niej udział, aż 5 zespołów! Niestety od 1950r. rywalizacja o tytuł mistrza rozgrywa się niezmiennie pomiędzy tylko dwiema drużynami - Artylerzystami z Garnizonu (Garrison Gunners) oraz Wędrownymi Paczkami Z Wełny (?!!) (Woolpack Wanderers). Z głupich nazw zabrakło chyba jeszcze tylko Tiger Kmity Zabierzów. Wracając, Liga została oficjalnie wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najmniejsza liga świata (Choć i tak jest pewnie ciekawsza, niż Ekstraklasa 2 lata temu, gdy Wisła rozniosła wszystkich jesienią), a Adidas w nagrodę(?) zrealizował o niej reklamę, w której wzięli udział m.in David "Mam-Fajna-Żone" Beckham, Steven "Malo-Zarabiam-Zaraz-Przejdę-Do-Chelsea" Gerrard oraz Jose "Jestem Bogiem" Mourinho. Obie drużyny graja ze sobą systemem zima-wiosna, bezbożnie pierwszego dnia tygodnia (czyli na polski tłumacząc - siódmego - w niedziele), w sumie 17 razy w sezonie na jedynym stadionie na wyspach - Garrison football field (pojemność zapewne waha się pomiędzy boiskiem Czarnych Żagań a Heko Czermno). Żeby nie było za prosto biorą jeszcze udział w 2 pucharach, po dwa spotkania w każdym. Co daje w sumie (hmm 17+2+2=? ....) oszałamiającą liczbę 21 spotkań w sezonie. Ciekawe ilu piłkarzy Ekstraklasy po przeczytaniu tego tekstu wykupiło bilet w jedną stronę na Scille? Aktualnie po dwóch kolejkach na czele ligi znajdują się kopacze Garissons Gunners z 6 punktami na koncie. Najlepszym strzelcem ligi jest 30-letni snajper Andrew Hicks (GG), który zgromadził już 5 trafień. Prywatnie, jak zapewne większość mieszkańców archipelagu, buduje statki, lubi Dj Tiesto, na kolacje je stek z frytkami, a w wolnych chwilach startuje w maratonie i całkiem nieźle sobie radzi. Jego marzeniem jest gra w Arsenalu (ach ten atak marzeń kibiców klubu z Londynu: Bergkamp - Henry - Hicks) oraz poznanie Helen Chamberlain (nie zaglądając do wikipedii, bez bicia przyznaję się, że mam o niej tyle pojęcia co o polityce rolnej Nowej Zelandii). Pisząc już zupełnie serio, mimo ciągłych problemów z funduszami i nieciekawą infrastrukturą piłkarze z tego malowniczego miejsca oddają całe serce grze. Wielu zawodników z bardziej 'cywilizowanych' lig mogłoby się tego od nich uczyć, vide nasza rodzima Ekstraklasa. Patrząc na nich widać, że jednak futbol amatorski odłogiem nie stoi i ma się całkiem dobrze.














Zapraszam na oficjalną stronę Isles of Scilly Football League

Warto również zobaczyć bardzo fajny reportaż FIFA Futbol Mundial na temat tej ligi oraz prezentujący sylwetkę wspomnianego Andrew Hicks'a .

M.K.

piątek, 17 lipca 2009

Trudne, ważne początki...

Pisanie bloga czynnością trudną jest i basta, nikt temu nie zaprzecza. Wymaga od autora poświęcenia swojego czasu, systematycznej pracy, oddania dla tematu, czy choćby nieustannego podnoszenia swoich umiejętności pisarskich. W związku z tym bardzo długo zastanawiałem się czy zacząć prowadzić ten 'internetowy dziennik', nie bacząc na różne przeciwności. Ostatecznie zdecydowałem, że zaryzykuję i podejmę się tego wyzwania, w końcu żadna praca nie hańbi;) Jest to moja pierwsza styczność z tego rodzaju komunikacją internetową, dlatego Drodzy Czytelnicy, bądźcie wyrozumiali. Przynajmniej na początku ;)

Pierwsza notka tu zawarta, jak się pewnie domyślacie, będzie dotyczyła tzw. "szerokopojętych" i "przysłowiowych" spraw organizacyjnych (w końcu każdy ze szkoły pamięta te wspaniałe pierwsze dni września każdego roku, kiedy zamiast czytania Nad Niemnem czy zagłębiania się w pochodne lub całki, Droga Pani Szanowna Nauczycielka przedstawiała nam, choć nudne jak flaki z olejem, to ważne szczegóły dotyczące całego przyszłego roku).Wbrew temu co widzicie na obrazku nad notką oraz samym adresem URL(który na pierwszy rzut oka i na drugi zresztą też wskazuje na piłkę kopaną...), blog ten nie będzie poświęcony tylko futbolowi. Wręcz przeciwnie. Zamierzam pisać o wszystkim co mnie interesuje, rozpoczynając od programów\gier komputerowych, poprzez muzykę (której jestem notabene wielkim fanem) i sport, a kończąc na polityce*. Być może znaczna część moich notek w jakimś stopniu będzie nawiązywała do sportu, ale to wszystko, jak mówią nasze babcie - wyjdzie w praniu. Poza tym zaprezentowane będą tu moje spostrzeżenia, uwagi, konkluzje, czy ogólnie rzeczy przeze mnie godne polecenia. Oczywiście każdy ma prawo wejść w polemikę ze mną, od tego w końcu są komentarze, więc gorąco zapraszam do dyskusji ;)

Osobiście nie czytam za dużo blogów, więc nie wiem czy inni autorzy piszą cokolwiek 'o sobie'. Ja jednak pokrótce się przedstawię (Ostatecznie moje relacje z Wami-czytelnikami, wymagają pewnego rodzaju jawności, choćby jednostronnej). Urodziłem się w czasie, gdy komunizm chylił się ku upadkowi, a Ruch Chorzów ostatni raz był w stanie wygrać Ekstraklasę (Jeśli to wina mojego przyjścia na świat to kibiców Ruchu serdecznie przepraszam, że więcej razy się nie udało, choć raczej obwiniałbym szybką sprzedaż Krzysztofa W. pseud. Koniczyna). Poza tym Rodzicielka Moja, nie wiedząc co czyniąc, nadała mi,jakże biblijnie na imię Mateusz. Jako, że nie za bardzo odpowiada mi brzmienie tych kilku połączonych ze sobie, w sposób nieharmonijny, literek podpisywał się będę inicjałami M.K. (Prawie jak Mortal Kombat, nie? ;) ) Całą młodość pewnie jak większość chłopców przekopałem, okazjonalnie przegrałem (może lepiej brzmi przekomputeryzowałem?), a ostatecznie przebębniłem. Obecnie uczę sie na uczelni wyższej, chociaż lepszym określeniem byłoby"studiuję". Ci, którzy wiedzą o co chodzi, domyślają się dlaczego mam czas na pisanie bloga ;)

Sądzę, że jak na pierwszy wpis wystarczy. Sporo wiecie o czym traktowała będzie ta strona, a także macie odrobinę wiadomości o autorze. Następna notka będzie już konkretna. Do zobaczenia za jakiś bliżej nieokreślony czas :) Stej hewi.

*Mam świadomość, że rzeczy do wszystkiego są do niczego, ale mimo to sądzę, że osoby o szerokich zainteresowaniach znajdą tu zawsze coś dla siebie. Ostatecznie każdy w domu słucha muzyki, ma komputer, czy ogląda piękne buźki naszych polityków ;)

M.K.