środa, 29 lipca 2009

Nie samą piłką człowiek żyje...

Podobno każdy jakiś talent ma. Jedni potrafią żonglować milionem piłeczek, inni stworzyć cos takiego, a Christiano Ronaldo posiadł w stopniu mistrzowskim umiejętność nakładania żelu na włosy i symulowania fauli. Są jednak ludzie, którzy dostali od stwórcy więcej niż przeciętny homo sapiens sapiens.

Marcin Urbas, bo o nim mowa, znany jest większości jako świetny lekkoatleta, olimpijczyk, medalista Halowych Mistrzostw Europy, finalista Mistrzostw Świata i Halowych Mistrzostw Świata. Ponadto 7-krotny Mistrz Polski w hali, a także drugi w historii biały sprinter, który złamał barierę 20sek na dystansie 200m. Uff, Jak na polskie podwórko sukcesów wiele niczym odsetek słuchaczy Radia Maryja wsród osób w wieku +70. Jednak niczym dr.Jekyll, Urbas posiada jeszcze jedną, ukrytą dla wielu osobowość. Mroczniejszą niż tajniki pracy Jacka Gmocha i bardziej zagadkową aniżeli wąsy Marka Leśniaka. Marcin Urbaś śpiewa. Choć nazwanie jego rzemiosła śpiewem jest adekwatne, nie bardziej niż obwołanie Terex Titana następcą Daewoo Tico. Marcin Urbas growluje. I robi to genialnie, zdecydowanie 1 liga światowa wraz z takimi tuzami deathu jak Chuck Schuldiner, Chris Barnes czy Glen Benton.

Profesjonalna kariera muzyczna Urbasia rozpoczęła się w 1996 roku, gdy młody Marcin dołączył do jeszcze młodszego deathmetalowego zespołu z Krakowa, o jakże dekadencko-pesymistyczno-cynicznie brzmiącej nazwie Sceptic, by rozwijać swoją drugą, po lekkiejatletyce pasję. Jedzenie kotów, machanie kudłami, ustawianie świeczek na torcie w kształt pentagramu oraz zmiana numeru telefonu na 666 tak mu się spodobały, ze został w zespole na dłużej. W roku Pańskim 1999 a.d. Sceptic, a wraz z nim Urbaś, nagrał swój debiutancki album - Blind Existence. Zaprezentował na nim kawał piekielnie ciężkiego metalu, nie wchodząc jednak w banał, jak choćby gra Wisły w meczu z Levadią, albo starty BMW Sauber w tym sezonie. Na krążku słychać wyraźne inspiracje Death, Atheist oraz Cynic, co ostateczeni zaprzeczyło pogłoskom o wstąpieniu sprintera do Arki Noego. Marcin doskonale sprawdził się w roli wokalisty, a jego warsztat stoi na poziomie, na który nawet on nie doskoczy, co każdy nawet średniozorientowany fan muzyki metalowej natychmiast dostrzeże. Urbaś po cichu zaczął nawet liczyć na angaż w "Jak oni śpiewają", ale na jego nieszczęście, tam ma szanse zaśpiewać każdy, pod warunkiem, że nie ma zielonego pojęcia o trafianiu w tonację. Autor tego bloga prawdopodobnie wystąpi w następnym odcinku. Zbliżająca się wielkimi krokami olimpiada w Sydney przeszkodziła jednak Marcinowi w rozwijaniu swoich szatańskich zainteresowań, w związku z czym w 2000 roku oficjalnie odszedł z zespołu poświęcając się sportowi. Od tego momentu nasz kudłaty jeszcze bohater sporadycznie udzielał się w Sceptic, miedzy innymi podczas okazjonalnych koncertów. W 2003 roku gościnnie nagrał z zespołem trzeci krążek - Unbeliever's Script. Muzyka nadal cechowała się ciężarem Boruca i techniką Messiego, jednak zespól zaprezentował na nim swój własny, niepowtarzalny styl, nie czerpiąc już pełnymi garściami od kapel zza oceanu. Urbaś jednak nie występował podczas trasy koncertowej, zastąpiła go przedstawicielka płci przepięknej - Weronika Zbieg. Od tamtego czasu kariera muzyczna Marcina zeszła już zdecydowanie na drugi plan, uszczęśliwiając tym samym fanów biegania w kołko. Sprinter obciął włosy, pośpiewał sobie z Patrycją Markowską, wspomagał ofiary tsunami, prawdopodobnie zbierał też gumy do żucia z odwróconymi krzyżami. Ot typowe zajęcie deathmetalowców. W 2005 roku miał jeszcze jedną styczność ze Sceptikiem. Gościnnie nagrał swoje wokale na kolejny krążek zespołu. Jednak nagrania te dostępne są tylko w formacie mp3 i stanowią dodatek do albumu. Główną wokalistką pozostała Weronika i trwa na posterunku do dziś.

Prawdopodobnie to jednak nie jest ostatnie słowo, które Urbaś wygrowlował fanom Sceptic. W kwietniu tego roku sprinter oficjalnie zakończył karierę sportową, a to otwiera mu drogę do powrotu na scenę muzyczną. Nie ma znaczenia, czy wróci do Sceptic, czy wstąpi do jakiegokolwiek innego zespołu, bo to czego dotknie się Marcin Urbas zamienia się w muzyczne złoto. No może poza jednym wiadomym.
Wszyscy cenimy osoby, które z sukcesami reprezentują nasz kraj na arenie międzynarodowej w jakiejkolwiek dyscyplinie. Urbas udzielał się w dwóch niesamowicie czasochłonnych. Biegał, śpiewał, a pewnie po koncercie tańczył, uprawiał swawole i zrywał grzyby z sufitu. Sprawiał nam kupę radości niczym smerfy i Songo w dzieciństwie. Osiągnął tak wiele, że starczyłoby na dziesięciu Nieurbasiów. Naprawdę za to serdeczny szacun, albo raczej mroczne ave.

Oficjalna strona Sceptic, na ktorej znajdziecie kilka teledysków z Urbasiem - gorąco polecam.

M.K.

P.S.
Poza tym co napisałem Urbaś potrafi też czysto śpiewać:) enjoy

Sceptic - Painful Silence

niedziela, 19 lipca 2009

Zaprawdę powiadam Wam, cuda i dziwy w tym futbolu część 1.

"Za wielką woda też jest piłka"

Jak świat długi i szeroki wszyscy wiedza czym piłka nożna stoi. Niektórzy zapewne odkryli z czym się to je, a część ma nawet świadomość na czym polega spalony (to już oczywiście informacje zarezerwowane dla wtajemniczonych i tajne niczym związki Obamy z kosmitami). Są jednak fakty nieznane nawet Gmochowi, a mimo to niesamowite, wymykające się wszelkim trendom. Dodatkowo nawet zabawne. Nie owijając zanadto w bawełnę przejdę do rzeczy.

Wielka Brytania potęgą morska i piłkarską była, (choć to tylko mój skrót myślowy, albowiem Szkocja, Walia, Irlandia Płn maja tyle do potęgi piłkarskiej, co ja do Lamborghini Murcielago), dlatego wszędzie gdzie dopłynęli dżentelmeni we frakach pijący popołudniami herbatę i mówiący dostojnie 'frrruuuu', zamiast siarczystego 'sru', piłka nożna kwitła jak kwiaty na wiosnę, ze tak polecę Grocholą. Mieszkańcy archipelagu Scilly (2100 osób) należacego do W.Brytanii, już od 1920r własną ligę mają (The Isles Of Scilly Football League), czyli dłużej niż chociażby Wielki-Naród-Z-Tradycjami-I-Husarią. W latach świetności brało w niej udział, aż 5 zespołów! Niestety od 1950r. rywalizacja o tytuł mistrza rozgrywa się niezmiennie pomiędzy tylko dwiema drużynami - Artylerzystami z Garnizonu (Garrison Gunners) oraz Wędrownymi Paczkami Z Wełny (?!!) (Woolpack Wanderers). Z głupich nazw zabrakło chyba jeszcze tylko Tiger Kmity Zabierzów. Wracając, Liga została oficjalnie wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najmniejsza liga świata (Choć i tak jest pewnie ciekawsza, niż Ekstraklasa 2 lata temu, gdy Wisła rozniosła wszystkich jesienią), a Adidas w nagrodę(?) zrealizował o niej reklamę, w której wzięli udział m.in David "Mam-Fajna-Żone" Beckham, Steven "Malo-Zarabiam-Zaraz-Przejdę-Do-Chelsea" Gerrard oraz Jose "Jestem Bogiem" Mourinho. Obie drużyny graja ze sobą systemem zima-wiosna, bezbożnie pierwszego dnia tygodnia (czyli na polski tłumacząc - siódmego - w niedziele), w sumie 17 razy w sezonie na jedynym stadionie na wyspach - Garrison football field (pojemność zapewne waha się pomiędzy boiskiem Czarnych Żagań a Heko Czermno). Żeby nie było za prosto biorą jeszcze udział w 2 pucharach, po dwa spotkania w każdym. Co daje w sumie (hmm 17+2+2=? ....) oszałamiającą liczbę 21 spotkań w sezonie. Ciekawe ilu piłkarzy Ekstraklasy po przeczytaniu tego tekstu wykupiło bilet w jedną stronę na Scille? Aktualnie po dwóch kolejkach na czele ligi znajdują się kopacze Garissons Gunners z 6 punktami na koncie. Najlepszym strzelcem ligi jest 30-letni snajper Andrew Hicks (GG), który zgromadził już 5 trafień. Prywatnie, jak zapewne większość mieszkańców archipelagu, buduje statki, lubi Dj Tiesto, na kolacje je stek z frytkami, a w wolnych chwilach startuje w maratonie i całkiem nieźle sobie radzi. Jego marzeniem jest gra w Arsenalu (ach ten atak marzeń kibiców klubu z Londynu: Bergkamp - Henry - Hicks) oraz poznanie Helen Chamberlain (nie zaglądając do wikipedii, bez bicia przyznaję się, że mam o niej tyle pojęcia co o polityce rolnej Nowej Zelandii). Pisząc już zupełnie serio, mimo ciągłych problemów z funduszami i nieciekawą infrastrukturą piłkarze z tego malowniczego miejsca oddają całe serce grze. Wielu zawodników z bardziej 'cywilizowanych' lig mogłoby się tego od nich uczyć, vide nasza rodzima Ekstraklasa. Patrząc na nich widać, że jednak futbol amatorski odłogiem nie stoi i ma się całkiem dobrze.














Zapraszam na oficjalną stronę Isles of Scilly Football League

Warto również zobaczyć bardzo fajny reportaż FIFA Futbol Mundial na temat tej ligi oraz prezentujący sylwetkę wspomnianego Andrew Hicks'a .

M.K.

piątek, 17 lipca 2009

Trudne, ważne początki...

Pisanie bloga czynnością trudną jest i basta, nikt temu nie zaprzecza. Wymaga od autora poświęcenia swojego czasu, systematycznej pracy, oddania dla tematu, czy choćby nieustannego podnoszenia swoich umiejętności pisarskich. W związku z tym bardzo długo zastanawiałem się czy zacząć prowadzić ten 'internetowy dziennik', nie bacząc na różne przeciwności. Ostatecznie zdecydowałem, że zaryzykuję i podejmę się tego wyzwania, w końcu żadna praca nie hańbi;) Jest to moja pierwsza styczność z tego rodzaju komunikacją internetową, dlatego Drodzy Czytelnicy, bądźcie wyrozumiali. Przynajmniej na początku ;)

Pierwsza notka tu zawarta, jak się pewnie domyślacie, będzie dotyczyła tzw. "szerokopojętych" i "przysłowiowych" spraw organizacyjnych (w końcu każdy ze szkoły pamięta te wspaniałe pierwsze dni września każdego roku, kiedy zamiast czytania Nad Niemnem czy zagłębiania się w pochodne lub całki, Droga Pani Szanowna Nauczycielka przedstawiała nam, choć nudne jak flaki z olejem, to ważne szczegóły dotyczące całego przyszłego roku).Wbrew temu co widzicie na obrazku nad notką oraz samym adresem URL(który na pierwszy rzut oka i na drugi zresztą też wskazuje na piłkę kopaną...), blog ten nie będzie poświęcony tylko futbolowi. Wręcz przeciwnie. Zamierzam pisać o wszystkim co mnie interesuje, rozpoczynając od programów\gier komputerowych, poprzez muzykę (której jestem notabene wielkim fanem) i sport, a kończąc na polityce*. Być może znaczna część moich notek w jakimś stopniu będzie nawiązywała do sportu, ale to wszystko, jak mówią nasze babcie - wyjdzie w praniu. Poza tym zaprezentowane będą tu moje spostrzeżenia, uwagi, konkluzje, czy ogólnie rzeczy przeze mnie godne polecenia. Oczywiście każdy ma prawo wejść w polemikę ze mną, od tego w końcu są komentarze, więc gorąco zapraszam do dyskusji ;)

Osobiście nie czytam za dużo blogów, więc nie wiem czy inni autorzy piszą cokolwiek 'o sobie'. Ja jednak pokrótce się przedstawię (Ostatecznie moje relacje z Wami-czytelnikami, wymagają pewnego rodzaju jawności, choćby jednostronnej). Urodziłem się w czasie, gdy komunizm chylił się ku upadkowi, a Ruch Chorzów ostatni raz był w stanie wygrać Ekstraklasę (Jeśli to wina mojego przyjścia na świat to kibiców Ruchu serdecznie przepraszam, że więcej razy się nie udało, choć raczej obwiniałbym szybką sprzedaż Krzysztofa W. pseud. Koniczyna). Poza tym Rodzicielka Moja, nie wiedząc co czyniąc, nadała mi,jakże biblijnie na imię Mateusz. Jako, że nie za bardzo odpowiada mi brzmienie tych kilku połączonych ze sobie, w sposób nieharmonijny, literek podpisywał się będę inicjałami M.K. (Prawie jak Mortal Kombat, nie? ;) ) Całą młodość pewnie jak większość chłopców przekopałem, okazjonalnie przegrałem (może lepiej brzmi przekomputeryzowałem?), a ostatecznie przebębniłem. Obecnie uczę sie na uczelni wyższej, chociaż lepszym określeniem byłoby"studiuję". Ci, którzy wiedzą o co chodzi, domyślają się dlaczego mam czas na pisanie bloga ;)

Sądzę, że jak na pierwszy wpis wystarczy. Sporo wiecie o czym traktowała będzie ta strona, a także macie odrobinę wiadomości o autorze. Następna notka będzie już konkretna. Do zobaczenia za jakiś bliżej nieokreślony czas :) Stej hewi.

*Mam świadomość, że rzeczy do wszystkiego są do niczego, ale mimo to sądzę, że osoby o szerokich zainteresowaniach znajdą tu zawsze coś dla siebie. Ostatecznie każdy w domu słucha muzyki, ma komputer, czy ogląda piękne buźki naszych polityków ;)

M.K.